System pedagogiczny
Dziś, kiedy poszukując dróg reformy polskiej oświaty, sięga się do – z pewnością wartościowych i pożytecznych – wzorców szkół i rozwiązań edukacyjnych na Zachodzie, warto przypomnieć, że mamy przecież rodzimą myśl pedagogiczną, której założenia aż uderzają swoją uniwersalnością i adekwatnością do potrzeb współczesnego społeczeństwa.
Z wielkiej potrzeby polskiego narodu wyrosła bowiem koncepcja Zgromadzenia Sióstr Niepokalanek, które swój cel istnienia i swój charyzmat odnajduje w pracy pedagogicznej. Swoim zadaniem czyni wychowanie kobiety, by przez nią odrodzić rodzinę, a przez rodzinę – społeczeństwo.
Zespolenie duchowości i dzieła apostolskiego stanowi specyfikę Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia NMP. Matka Marcelina stwierdziła to jednoznacznie: Bez dzieła wychowania nie byłoby niepokalanek.
Dzieło błogosławionej Marceliny nie jest znane współczesnym nauczycielom i wychowawcom. Nie znajdziemy informacji o nim w ogólnodostępnej literaturze pedagogicznej. Mając nadzieję, że ta sytuacja ulegnie zmianie, przedstawiamy je sygnalnie, bo tylko to jest w tej chwili możliwe wobec bogactwa pozostawionego dorobku.
GŁÓWNE ZAŁOŻENIA WYCHOWAWCZEGO SYSTEMU BŁ. MARCELINY DAROWSKIEJ
Podstawą systemu wychowawczego matki Marceliny były cztery zasady pedagogiczne sformułowane przez nią w 1872 roku i stosowane w szkołach sióstr niepokalanek od początku ich istnienia aż po dziś dzień.
Pierwsza z tych zasad głosi: Bóg wszystkim – przez wszystko do Boga
Na niej opiera się cały system wychowawczy niczym na filarze: podstawowym wyznacznikiem wychowania, płaszczyzną odniesienia jest świat wartości chrześcijańskich. Bóg więc uznany jest za nadrzędny cel, a wszystko, czego człowiek doświadcza, jego talenty i uposażenia, temperament i osobowość, jego sytuacja życiowa i pozycja społeczna – to indywidualna droga do Niego. Zadaniem mądrego wychowawcy jest rozpoznać charakter tej osobistej drogi rozwoju – drogi do Boga – każdego wychowanka i wskazać mu właściwi kierunek. Każde dziecko jest ważnym podmiotem wychowania, każde wymaga właściwego sobie postępowania, indywidualizacji celów, metod i środków wychowawczych.
Zasada druga – częściowo implikowana pierwszą – odnosi się do narodowości i Ojczyzny przeznaczonej przez Boga. Te są środkami, jaki Bóg dał ludziom, aby mogli oni realizować swój cel życiowy. Bóg nas stworzył Polakami – pisze matka Marcelina. To nakłada na człowieka określone obowiązki, których świadomość powinna towarzyszyć mu od najmłodszych lat. Polacy jako naród mają do spełnienia zadanie, które wyznaczyła im myśl Boża. Niewątpliwymi aksjomatami, na których mogą się oprzeć, podwaliną i duchem, są wiara ojców i wierność Kościołowi. Za nadrzędne zadanie wychowawcze uważa więc matka Marcelina wpajanie wychowankom poczucia tożsamości narodowej i uczenie patriotyzmu rozumianego jako identyfikowanie się z chrześcijańskimi i humanistycznymi korzeniami narodu, jego szlachetniejszymi tradycjami.
Kolejna zasada: trzecia, to wierność obowiązkom stanu, miejsca swego. Matka Marcelina uważa, że każdy człowiek został przez Boga postawiony w przeznaczonym sobie miejscu, które nakłada nań konkretne powinności, obowiązki i zadania – czasem wielką i doniosłą misję, częściej drobną krzątaninę codziennego trudu: pracy niezauważalnej na pierwszy rzut oka, ale ważnej w Boskiej perspektywie. „Kto ścisły w małym, zawodu nie przyniesie w wielkim” – pisze matka, podnosząc wagę i sens spraw z pozoru drobnych. „Obowiązki to poręcze na drodze życia” – dodaje, przestrzegając swe siostry, że uczyć trzeba rzetelności i uczciwości w pełnieniu swoich powinności.
Na koniec, w czwartej zasadzie przekazuje: nauczyć dzieci myśleć. Celem matki Marceliny jest wychowywać kobiety rozumne, zdolne do wydawania przemyślanych sądów, wartościowania, świadomego kształtowania swojej drogi życiowej, swego środowiska, rodziny, otoczenia. Owo myśleć odnosi się też do samej wiedzy: uczennice szkół niepokalańskich od początku miały obcować z różnorodnymi naukami, poznawać najnowsze osiągnięcia i teorie, poszerzać swoje horyzonty intelektualne – ucząc się nie wiadomości pamięciowych, lecz struktury poszczególnych dziedzin wiedzy, ich wewnętrznego zorganizowania, praw i metodologii.
Zasady te są do dzisiaj nadrzędne w programie wychowania i nauczania w szkołach niepokalańskich, co pozwala określić je mianem szkół autorskich matki Marceliny. Mimo różnych trudności w dążeniu do indywidualizacji wychowania i kształcenia, niezmiernie charakterystyczne jest założenie, że we wszystkich poczynaniach dydaktycznych w szkołach prowadzonych przez zgromadzenie cele wychowawcze, osobotwórcze są nadrzędne. Prowadzimy szkoły, uczymy, aby pełniej wychowywać. Szkoła jest narzędziem dla wychowania.
System to jednak więcej niż sformułowanie celu oraz zasad wychowania i kształcenia. To również określenie metod, środków i form organizacyjnych. Matka Marcelina Darowska uczyniła i to w sposób bardzo precyzyjny i jasny, zastrzegając jednocześnie konieczność pilnego śledzenia postępu nauk w tej dziedzinie.
Kierunki i metody w koncepcji edukacyjnej matki Darowskiej ująć można w czterech płaszczyznach działania:
- dominanta prawdy i zaufania – duch rodzinny
- dominanta indywidualizacji i długomyślności
- dominanta czystości intencji i bezinteresowności
- dominanta wychowania w procesie nauczania
dominanta prawdy i zaufania – duch rodzinny
Każdy człowiek ma własną, sobie przeznaczoną drogę rozwoju i własne zadania życiowe do spełnienia, zawsze jednak kierunek tej drogi wyznacza nakaz wszechstronnej moralnej prawdy. (Żyj prawdą – zawsze, wszędzie, we wszystkim, na każdym kroku, bez względu na nic – przykazuje matka wszystkim: siostrom wychowawczyniom i wychowankom). Warunkiem zachowania tego kierunku, sposobem docierania do prawdy jest, zdaniem matki, umiejętność słusznego, trzeźwego, obiektywnego sądzenia i oceniania. Trzeba wobec tego nauczyć dzieci obiektywnie osądzać własne czyny i wszystkie otaczające je sprawy. Okazji dostarczy materia codzienności, stałe obowiązki zwykłego dnia. Polecała więc matka:
W pracy z dziećmi docieraj do dna, głównie, gdy chodzi o prawdę, o sumienność.
Do tych je doprowadzaj ściśle i stanowczo. Do tego posłużą Ci sprawy codzienne.
Podstawę wychowania stanowią prawda i miłość, będąc jednocześnie celem działań wychowawcy i zasadą pracy. Wychowanie powinno być przede wszystkim oparte na podwalinach prawdy i miłości – pisze matka – prawdy z Bogiem, prawdy z sobą, prawdy z drugim. Z analizy tej wynika definicja podstawowych cnót i postaw, które staną się milowymi krokami na drodze wychowania i doskonalenia osobowości wychowanka:
- Prawda z Bogiem – to wiara
- Prawda z sobą – to pokora,
- Prawda z drugimi – to uczciwość.
Prawda z sobą to widzenie swoich uczuć, swoich pociągów, swoich czynów takimi, jakimi rzeczywiście są – precyzuje dalej matka. Przeciwieństwem prawdy jest miłość własna, która prowadzi do zakłamania. Trzeba wychowywać tak, by młody człowiek chciał znać prawdę o sobie, aby winą za swe porażki i błędy nie obciążał drugich, aby wreszcie nie oszukiwał sam siebie, deformując i mityzując widzenie własnej osoby. Warunkiem prawidłowego rozwoju jest zdolność do rzetelnej samooceny. Fałsz, nieprawda, zakłamanie są dla człowieka nieszczęściem, bowiem: Nieprawda poniża człowieka, odbiera mu szacunek, ufność.
Aby móc w ten sposób prowadzić dziecko, wychowawca-nauczyciel musi sam pozostawać w prawdzie, unikać wszystkiego, co pokrętne, dwuznaczne, co rzuciłoby jakikolwiek cień na niego. Musi żyć prawdą i chodzić jej drogami. Należy stworzyć atmosferę prawdy, która stopniowo stanie się niezbędna wychowankom. Bądźmy więc zawsze i wszędzie w prawdzie – nakazuje matka swym siostrom-wychowawczyniom, obiecując: a ta atmosfera prawdy, w której dzieci żyć będą, wniknie w nie, fałsz im obrzydliwym uczyni, prawdę wprowadzi i ustali w ich sercach.
Nakreślone powyżej zasady właściwego postępowania wychowawczego wymagają spełnienia jeszcze jednego zasadniczego warunku, mianowicie stworzenia klimatu wzajemnego zaufania. Matka o tym pisze wielokrotnie, najczęściej używając określenia „ufność” na to, co my dziś nazywamy zaufaniem.
Zaufanie i prawda wspomagają proces wychowywania. Wzajemnie się warunkują i wspierają, uszlachetniają człowieka; budują jego osobowość: Ufność uszlachetnia, z upadku podnosi, nieufność zniża. Zaufanie to powinno być obustronne, wychowawca nie tylko ma zdobyć zaufanie dzieci, ale także i sam tymże je obdarzać, bo tego wymaga imperatyw moralny prawdy: trzeba mieć nad dziećmi ciągłą czujność, ale i ufnie, i przyjaźnie obchodzić się z nimi.
Zaufanie dzieci i młodzieży należy zdobywać konsekwentną i cierpliwą pracą, gdyż ufności się nie nakazuje, nie narzuca – jak mówi matka, polecając przy tym: Nigdy nie wymagaj dla siebie ufności, a pokornie pracuj, abyś się jej godną stała.
Praca ta ma polegać na stworzeniu atmosfery prawdy, o czym już wcześniej była mowa, a także klimatu rodzinnego, ponieważ bez doskonałego rodzinnego stosunku między siostrami i dziećmi nie może być dobrze! Ów „rodzinny stosunek” to konsekwentne wymagania, ale także wzajemne przywiązanie, ciepło, poczucie bezpieczeństwa i – szczęśliwe dzieciństwo, które stanie się swego rodzaju posagiem na przyszłe dorosłe życie. Niechże te dzieci mają u nas szczęśliwe dzieciństwo – pisze matka – żebyśmy tym sposobem podłożyły im przyszłość zasobniejszą w siłę, odporną przeciwko wszelkim trudnościom i bólom, jakie w drodze ich życia nieuniknione będą.
„Duch rodzinny” to także atmosfera radości i pogody, która ma stworzyć tło tego szczęśliwego dzieciństwa. Nigdy nie narzekaj, nie zakwaszaj – wesoło dzieci prowadź! – nakazuje matka Marcelina siostrom wychowawczyniom.
dominanta indywidualizacji i długomyślności
Aby uszanować odrębną nad każdym człowiekiem myśl Bożą, konieczna jest w procesie wychowania indywidualizacja. Niezmiernie więc ważnym zadaniem jest stosowanie się we wszelkich poczynaniach pedagogicznych do indywidualności każdej wychowanki, jej charakteru, usposobienia, wad i zalet, zdolności, okresu rozwoju. Jedna potrzebuje wielkiej łagodności – uczy matka – drugą słodycz irytuje, jedną trzeba zachęcać, z drugą pożartować, trzecią trzymać mocno, z czwartą się porozumiewać – do każdej dobierać środki najodpowiedniejsze jej istocie, jej potrzebom.
Z każdą uczennicą postępować więc trzeba odmiennie, dostosowując sposób prowadzenia, metody wychowawcze do jej temperamentu i potrzeb. Aby to było możliwe, aby nie stracić z pola widzenia żadnej osobowości, nie rozmyć nikogo w tłumie, wychowywanie nie może być masowe. Liczba dzieci jest tym, co determinuje możliwości nauczyciela, dlatego matka Marcelina była zwolenniczką małych grup wychowawczych. Ograniczała przyjęcia wychowanek do swych szkół, aby sprostać świętemu obowiązkowi otaczania każdej dziewczynki taką opieką, jakby była jedna.
Przy indywidualizacji w procesie wychowawczym konieczna jest cierpliwość i dalekowzroczność, które to cechy nazywa matka „długomyślnością”.
Bądźcie długomyślne! – nakazuje swym siostrom, odwołując się do wyrozumiałości i cierpliwości Najwyższego, który ma być najdoskonalszym wzorem we wszystkich poczynaniach człowieka. Przypomina też własne wysiłki wychowawcy – człowieka dorosłego i świadomego – w pracy nad sobą, nad wykorzystaniem wad i słabości; wysiłki, które trwają nieraz lata całe i przynoszą niewielkie efekty… A przecież – Bóg z nami i z drugimi cierpliwy, bądźmy i my dla drugich cierpliwe.
Cierpliwość nie oznacza tolerowania zła i patrzenia przez palce na wady i wykroczenia wychowanków. Wymagający wychowawca nie ustaje w wysiłku, by je wyeliminować, by wprowadzić dziecko na właściwą jemu drogę; jest konsekwentny w stymulowaniu pozytywnego rozwoju wychowanka: nie tylko stwarza możliwości wychowawcze, ale i dba, by owe możliwości były wykorzystane. Powinien jednak stawiać sobie długofalowe cele (współczesna edukacja określa je nazwą celów ogólnych) i zawsze widzieć perspektywę wychowawczą, tak by walcząc o drobiazgi, nie stracić z pola widzenia tego, co najważniejsze dla rozwoju młodego człowieka. To właśnie w swoich pismach matka nazywa „długomyślnością” i nie ma sprzeczności między postulatami stawiania dziecku wysokich wymagań, a jednocześnie cierpliwego czekania:
Bądźcie długomyślne. Czy wam się zdaje, że jest pewna sprzeczność w tym, co mówię, że trzeba wymagać, a jednak cierpliwie czekać? -pyta i wyjaśnia: – Nie! Sprzeczności w tym nie ma. My nie tolerujemy zła, ale wyrozumiewamy, że poprawa całkowita nie może się w dziecku dokonać od razu. W tym jest różnica: jak toleruję, to zakrywam, osłaniam, tłumaczę, jak czekam – to patrzę i widzę, ale nie wyprzedzam Boga. Więc zawsze przeciwdziałam złemu, ale zawsze cierpliwie. Pamiętajcie, że jedna chwila łaski przemienić może duszę.
Przypomina też o niezbędnej we wszystkich poczynaniach atmosferze miłości i prawdy: A z dziećmi zawsze spokojnie, żeby dziecko widziało, że ty się nie gniewasz na nie, że je kochasz; wtedy spojrzy na ciebie ufnie i wszystko przyjmie. Nie należy jednak – przy zachowaniu ducha rodzinnego i pozostając w prawdzie – odsłaniać przed wychowankami całej swej perspektywy wychowawczej, bo mogłaby ona zostać opacznie zrozumiana, a „długomyślność” – odczytana jako pobłażanie złu. Bądźmy długomyślne, ale nie okazujmy im tej długomyślności – pisze matka – bo to byłoby z ich szkodą, ośmieliłoby do źle czynienia.
Przy tym wszystkim wychowawca nie może być sceptykiem i „czarnowidzem”. Warunkiem powodzenia wychowawcy jest optymizm, nadzieja i dostrzeganie wszelkiego dobra, jakie jest w dziecku, choćby było to dobro jedynie potencjalnie w nim tkwiące i mające się ujawnić dopiero w przyszłości.
Mnie się zdaje, że wy przez czarne okulary patrzycie na wasze dzieci. – pisze matka w liście do siostry Filomeny. – Może źle się wyrażam: nie chcę przez to powiedzieć, że widzicie więcej złego niż jest rzeczywiście, ale nie patrzycie dość długomyślnie.
dominanta czystości intencji i bezinteresowności
Wiodącą cechą osobowości nauczyciela-wychowawcy w wymaganiach matki Marceliny Darowskiej, cechą, która promieniując pobudza wszystkie inne, jest bezinteresowność. W tym pojęciu mieści się nieprzebrane bogactwo codziennych postaw. Bezinteresowność, to wynik miłości i partnerka miłości na co dzień.
Bezinteresowność materialna, dziś tak trudna dla wielu, a nawet niezrozumiała, to zaledwie pierwszy krok w jej przestrzeń. Znacznie trudniejsza, głębsza jest bezinteresowność psychiczna, a najtrudniejsza – bezinteresowność serca. Istnieją bowiem zapłaty niemierzone w dobrach materialnych i tych nie przyjmować, nie brać pod uwagę – jest najtrudniej, jeszcze na łożu śmierci prosiła matka jedną z sióstr, aby przekazała wychowankom: Powtórz im, że je proszę – niech będą bezinteresowne (…) Zmysł na czystość dziś zamiera (…) l jeszcze druga rzecz, która zamiera: bezinteresowność. Niech one będą bezinteresowne.
Tak rozumiana bezinteresowność wychowawcy jest podstawowym warunkiem zaufania dzieci, o którego zdobycie ma się starać i które pozyska tylko wtedy, gdy wychowanek dostrzeże w nim swego najlepszego przyjaciela: Trzeba, aby dzieci widziały w nas najlepszych przyjaciół i jako na takich na nas polegały. Tak zaś będzie, gdy nigdy nie dostrzegą w nas choćby najlżejszego cienia interesu osobistego, a widzieć jedno będą: troskę o ich dobro.
Taka atmosfera – prawdy, miłości, bezinteresowności i czystości moralnej, wpojenie takich zasad i postaw ma wyposażyć wychowanków na przyszłe, dorosłe życie; dać im siłę bronienia owych zasad i stosowania ich w świecie, w środowisku, w którym przyjdzie im żyć. Dobro, które otacza je w szkole i szczęśliwe dzieciństwo nie stanowią celu same w sobie, lecz są środkiem, drogą prowadzącą do nadrzędnego celu: moralnego odrodzenia społeczeństwa. Szkoły sióstr niepokalanek nie były w założeniach i nie są enklawami oddzielającymi od świata ze wszystkim, co on w sobie niesie, lecz zawsze wychowywały dla świata. Dzieci nie mają się tylko uchować u nas, strzeżone z dala od świata – twierdziła matka – ale się mają wychować, tj. przygotować do życia, a w życiu je czeka walka z fałszywymi zasadami, ze zgorszeniem i złem (…), powinny więc być kształcone nie w ciasnej pruderii, ale w czystości, tj. w prawdzie i pięknie wszechstronnych zasad i uczuć, aby wyrosły na pokolenie czyste.
dominanta wychowania w procesie nauczania
Błogosławiona Marcelina wielokrotnie podkreślała służebną rolę nauczania w stosunku do wychowania. Mówi o tym wyraźnie do sióstr nauczycielek w 1906 roku: My nie dlatego wychowujemy dzieci, żeby je uczyć historii, muzyki itd., ale żeby rozwinąć w nich życie nadprzyrodzone, a obok tego dać im wykształcenie umysłowe (…) Gdyby Zgromadzenie zeszło do rzędu zakładów naukowych, nie miałoby celu istnienia.
Przy tym jednak wymagała, aby nauki wykładane były najgruntowniej.
Cały system nauczania i wychowania, jaki wprowadziła matka Marcelina w zaborze austriackim, był jak na owe czasy pionierski. Sprawą niezmiernie kontrowersyjną było uczenie przez siostry religii. Dzisiaj trudno nawet sobie wyobrazić sytuację katechizacji w Polsce bez zakonnic, ale wtedy ta nowatorska decyzja spotkała się z bardzo dużą opozycją. Walczyła też matka o częstą Komunią świętą, a na to wówczas trzeba było osobnych pozwoleń.
Drugim pionierskim krokiem w sprawie wychowania i nauczania był stosunek do języka polskiego, po religii najważniejszego przedmiotu w szkołach sióstr niepokalanek i języka wykładowego. Matka Marcelina bardzo wysoko ceniła język polski, odnajdując w nim dar Boży i zwierciadło ducha narodu. Walczyła o przywrócenie jego rangi w społeczeństwie. Ówcześnie w zakładach i na pensjach wykłady odbywały się w językach obcych, nowatorskiej postawy wymagała więc matka i od sióstr nauczycielek, i od samych dziewcząt, które musiały uważnie słuchać wykładu, a potem zdawać z niego sprawozdanie swoimi słowami.
Celem nauki w szkołach niepokalańskich było wszechstronne kształcenie umysłu: zdobycie przez uczennice podstaw wiedzy, które w przyszłości umożliwić im miały funkcjonowanie w świecie, samokształcenie i dalszy rozwój. Rzeczą tylko naszą – mówiła matka – podać im w ciągu tych kilku lat u nas spędzonych klucz do każdej nauki, to jest zaznajomienie z nią na tyle, aby nabyły zamiłowania do dalszej pracy i ciągłego dokształcania się w życiu.
Celem nauczania już wtedy, w drugiej połowie XIX wieku, w rzeczywistości zaborów, było to, co stanowi jeden z najważniejszych postulatów dzisiejszej reformowanej oświaty: obudzić i rozwinąć w nich życie umysłowe.
Jednocześnie przestrzega matka Marcelina przed zbytnim obciążeniem pamięciowym uczennic, rozumiejąc, że nadmiar encyklopedycznej wiedzy prowadzić musi do automatyzmu i mechanicznego, biernego zapamiętywania, które nie tylko nie rozwija, ale wręcz, blokuje myślenie twórcze. Każąc rozwijać w uczennicach „życie umysłowe”, matka Marcelina podkreśla: to zaś tym łatwiej się uskutecznia, im mniej będą w zakładzie nauką pamięciową przeciążone. Znajduje też dla tej przestrogi uzasadnienie moralne: Nie godzi się nam od dzieci wymagać nad siły, bo w takim razie zaprawiają się do niesumienności przez niedokładne wyuczanie się zbyt długich lekcji.
W tej atmosferze i w ten sposób młodzież w szkołach sióstr niepokalanek uczyła się myślenia, samodzielności sądów i obowiązkowości w pracy. Matka Marcelina wprowadziła na lekcjach wykłady i dyskusje wówczas, kiedy ogólnie zadawano wszystko na pamięć (metodą „paznokciową”: odtąd – dotąd). Dziś wydają się nam one całkiem oczywiste, ale musimy zdać sobie sprawę, że sto lat temu stanowiły zupełną nowość.
Prócz wprowadzania nowych metod nauczania siostry układały programy, których przecież nie było, pisały podręczniki, które najpierw przepisywały ręcznie, a potem drukowały na własnej drukarni.
Rewelacją wówczas było także wprowadzenie do niepokalańskich szkół wychowania fizycznego.
Wreszcie siostry tak kształciły dziewczęta, żeby używając pięknej, poprawnej polszczyzny, jednocześnie znały języki obce. Wymagano wysokiego poziomu umiejętności w posługiwaniu się językami obcymi, aby wychowankom wprowadzającym język polski do swoich środowisk, do życia towarzyskiego nie zarzucano, że dlatego to robią, bo nie znają francuskiego czy niemieckiego, lecz aby było widoczne, że znają wartość własnego ojczystego języka. Matka Marcelina, wspominając pierwsze lata w Jazłowcu, pisała: Stanęła mi w oczach Galicja, gdyśmy tu przybyły, języka polskiego poza ludem prawie nie było, wypędzony z instytucji wychowawczych, z salonu, prawie z życia rodzinnego.
Edukację powierzonych im dziewcząt siostry kończyły w Jazłowcu wykładami z zakresu pedagogiki, tak by przyszłe matki wiedziały, jak postępować ze swoimi dziećmi: Przeprowadziwszy na dziecku cały nasz systemat wychowania – pisze matka – doszedłszy do ostatniego szczebla jego, oglądamy się z dziecięciem na to, cośmy uczyniły, na to, co ono z nami czyniło i z praktyki wysnuwa się nam cała teoria wychowania, przez którą przeszło, a którą mu dziś jako zasadę na przyszłość podajemy.
W 1911 roku został opracowany i wydrukowany w Jazłowcu podręcznik pedagogiki autoryzowany przez matkę Marcelinę – efekt wielu lat pracy, przemyśleń i doświadczeń. Ślady pracy nad nim znajdujemy w korespondencji z ojcem Julianem Felińskim już w 1879 roku: Po wyjeździe Ojca drogiego (z Jazłowca – p.a.) nic bardzo nowego już u nas nie zaszło. Przechodziliśmy z Ojcami (o. Piotrem Semenenką i o. Eustachym Skrochowskim – p.a.) mniej więcej w tym samym charakterze pedagogikę, która ogólnie dosyć, zdaje się, im odpowiadała.
ATMOSFERA WYCHOWAWCZA
Zasady wychowawcze, kierunki ich realizacji oraz metody pracy stwarzają atmosferę wychowawczą. Doskonałą ilustracją tej atmosfery w szkołach niepokalańskich jest fragment nekrologu napisanego po śmierci błogosławionej Marceliny Darowskiej przez dawne wychowanki. Ukazał on się 11.01.1911 roku w krakowskim „Czasie”:
Dn. 5-go bm. w Jazłowcu w klasztorze Sióstr Niepokalanego Poczęcia N.P. Maryi zamknęła oczy Marcelina Darowska, Założycielka i Matka przez 56 lat onego Zgromadzenia. Czym w Zgromadzeniu była, co w niej utraciło, ono samo mogłoby wypowiedzieć, gdyby słowa na to znalazło wśród tej ciężkiej żałoby, w której pogrążone. My, wychowanki jej i wychowanki Zgromadzenia, wiemy tylko, że była jego duszą i sercem, jakiem to serce było, mówi wspomnienie niezatarte lat spędzonych w klasztorze, mówi atmosfera, którą stworzyć umiała, atmosfera, jakiej nie odnalazło się już nigdy w życiu. Atmosfera pogody, miłości, serdecznego świętego ciepła, promienna pięknem wewnętrznym, które tak harmonijnie na zewnątrz wykwitało. Atmosfera prawdziwie Boża, gdzie formalizm nie zabijał ducha, gdzie w imię dobra nie zabijano piękna, gdzie serdeczność umiano pogodzić z posłuszeństwem, a indywidualności i inicjatywy nie łamiąc, nauczano poszanowania i miłości władzy.
Co społeczeństwo traci, tego obliczyć nie można, jest to indywidualność, która wywarła wpływ głęboki. Wychowaniem swoim, sięgającym aż do dna, gruntującym wszystko na kamieniu węgielnym Prawdy, zwracając istotę całą ku Bogu, wyrobiła jednostek dodatnich bardzo wiele, ile się urobić dało w tych setkach, które przez jej ręce w pięciu kolejno powstających domach (Jazłowiec, Niżniów, Jarosław, Nowy Sącz i Szymanów) przeszły. A jednostki te, to dziś matki i babki, które wpływ jej w dalsze promienie rozniecają. Wychowanie to przy gruntownej religijności, sięgającej do Pisma świętego po najwymowniejsze i najpożywniejsze słowa było też rdzennie polskim. Polskość uważała za szlachectwo, obowiązujące do wybitnej prawości, wierności, uczciwości. Dodatnie strony charakteru narodowego rozwijać, ujemne ze szczególną pieczołowitością wyplenić – było celem jej życia. Miłością ojczyzny i dziejów jej wiązała przeszłą chwałę z nadzieją przyszłości, kładąc nacisk na obowiązek pracy społecznej. Uczucia rodzinne, ten cement spajający między sobą pojedyncze jednostki, wysoko stawiała, podnosząc je do godności misji Bożej. Nie niszczono nic, co rozwinięte w szlachetny kształt być mogło, a co niszczono, wykazywano, dlaczego zniszczonym być musi, wzywając wolę indywidualną na pierwszego w tym pracownika. Nie czyniono nic gwałtem, a wszystko miłością i dlatego ostać się to na stałe mogło, gdy się z jej bezpośredniej opieki wyszło.
My, wychowanki jej, w imię prawdy, którą nas żyć uczono, w uroczystej chwili pożegnania wyznać musimy, że podwaliny tam położone, bez zmiany – podwalinami życia całego pozostać mogą i pozostają, będąc pewnością niepewnej drogi teraźniejszej, ufnością i miłością na wieczność. Niech nam wolno będzie przy świeżej i tak świętej dla nas mogile odwołać się do wspólności z drogim Zgromadzeniem, połączyć się z nim jedną modlitwą za naszą wspólną Matkę, jednym żalem i błogosławieństwem jej pamięci.
Atmosfera szkół niepokalańskich nie zawsze była i jest doceniana przez aktualne wychowanki – nieraz „buntują się” młodzieńczo przeciwko temu czy innemu przepisowi, koniecznemu dla regulowania życia wspólnego, zwłaszcza w internacie. Jednak z perspektywy upływających lat, już jako byłe wychowanki, z dużą dozą pobłażliwości wspominają te niedogodności – a nawet błędy tej czy innej wychowawczyni i na ogół ze łzą w oku wracają pamięcią do tego, co już przeminęło, a jednak dało solidny fundament na całe, dorosłe życie.
ROLA KOBIETY W ŚWIECIE WEDŁUG ZAŁOŻEŃ WYCHOWAWCZYCH BŁ. MARCELINY DAROWSKIEJ
System wychowawczy matki Marceliny i szkoły sióstr niepokalanek nakierowane są na kobietę, która ma do spełnienia określoną rolę w społeczeństwie i w świecie. Wymiar tej roli jest ponadczasowy: wykracza poza ramy określonego wieku, sytuacji politycznej czy nawet narodu.
Żarliwy patriotyzm nie ograniczał matki do troski jedynie o Polskę. W Testamencie pisze: W wychowaniu naszym uszanować mamy narodowość.
Zakładała też możliwość prowadzenia przez siostry niepokalanki szkół w różnych państwach i dla dziewcząt różnej narodowości, zawsze z uwzględnieniem tejże. Czy Zgromadzenie ma mieć tylko domy wychowawcze w Polsce? Nie (…) Możemy je mieć na całym świecie, a wszędzie wychowywać będziemy w duchu i charakterze ich narodu. Trzeba Polki wychowywać na Polki, Niemki na Niemki, a Francuzki na Francuzki.
W innym miejscu do sióstr wychowawczyń mówi wprost: Bierzmy się do piskląt ze wszystkich gniazdek: te hodujmy, pielęgnujmy, a może na olbrzymy wyrosną.
Celem pracy pedagogicznej matki nie było wychowanie grzecznej pensjonarki i wzorowej uczennicy. Przyświecała jej idea odrodzenia kobiety, przez kobietę – rodziny, a przez rodzinę – narodu i świata. W 1856 roku pisała: jak grzech przez niewiastę przyszedł na świat, tak przez Niewiastę przyszło światu zbawienie (…) (Toteż) ostatnią a niemniej główną stroną celów zgromadzenia naszego (…) dzieło Jej (Maryi) – rehabilitację kobiety podtrzymać.
Myśli m. Marceliny dotyczące roli kobiety i rodziny, chociaż pochodzą z XIX wieku, można zestawić z posoborową teologią Jana Pawła II. Należy „na nowo zdać sobie sprawę z wielostronnego wkładu kobiety w życie całych społeczeństw i narodów” (…). „Społeczeństwo najwięcej zawdzięcza geniuszowi kobiety. (…), który bardzo często urzeczywistnia się bez rozgłosu, w codziennych relacjach międzyosobowych, a szczególnie w życiu rodziny” (…). „Kobieta bowiem właśnie poprzez poświęcenie się dla innych, każdego dnia wyraża głębokie powołanie swego życia. Być może bardziej jeszcze niż mężczyzna widzi człowieka, ponieważ widzi sercem”.
Promocja kobiety i rodziny stanowiła myśl wiodącą w całym czynie apostolskim bł. Marceliny. W sytuacji ucisku zaborczego, w którym żyła, ” Bóg kazał Marcelinie czuwać nad sanktuarium życia rodzinnego” (O.J. Woroniecki), więcej – toczyć bój o pozycję kobiety we wszystkich dziedzinach życia ludzkiego.
Na rekolekcjach dla wychowanek w 1881 roku mówiła:
Świat jest odbiciem rodziny, cały jej upadek uwydatnia się w smutnym stanie dzisiejszego świata i woła: naprawy, dźwignięcia, świętości.
Wielokrotnie podkreślała matka znaczenie małżeństwa w życiu kobiety. W Książce do nabożeństwa dla Dzieci Maryi pisała w 1909 r.:
Nie ma ściślejszego węzła dla kobiety jak węzeł małżeństwa.
Z całym realizmem przestrzegała jednocześnie: Trzeba nam się w życiu przedzierać przez ciemności, trzeba nam nogi rozraniać o ciernie! Droga małżeńska w szczególności może być trudna, bo skuwa na całe życie dwie istoty zupełnie inaczej wychowane i różne.
Na pytanie, kto ma być pierwszy dla kobiety: mąż czy dziecko?, pada zaskakująca odpowiedź: Mąż pierwszy – dziecko – drugie. Taki jest porządek Boży; zdawałoby się, że dziecko bardziej jeszcze moje od męża, tymczasem inaczej: bo przy dziecku zastąpić się możesz, przy mężu – nie możesz nikim.
Podkreślając powołanie kobiety-żony z niemniejszą wyrazistością określała matka dawnym wychowankom powołanie kobiety-matki: Co matka wszczepi – to nie zginie. Niestety, często matki tak wychowują, że nic nie wszczepiają! ]akaż ciężka ich odpowiedzialność! Macierzyństwo jest p o t ę g ą. Zasady ręką matki wszczepione są jakby nieśmiertelne. Zachwiać się mogą – nie zacierają się prawie nigdy… Stosunek z dziećmi jest pierwszorzędnej, nieskończonej wagi wśród obowiązków kobiety.
…Kobieta, matka nowego pokolenia – matką jest przyszłości; bo dzieci i młodzież ręką jej pielęgnowane i piętno tej ręki na sobie mające – to przyszłość świata. Kobieta – to anioł rodzinnego życia… lub jego trucizna.
Matka była przekonana, że: Znakiem barbarzyństwa narodu… niskie stanowisko kobiety, nie uszanowanie jej. – Dowodem upadku społeczeństwa zniżenie kobiety, tolerowanie jej zepsucia… doprowadzenie do niego. Jaką jest kobieta – taką będzie rodzina – takim społeczeństwo. Analizując duchowość zgromadzenia, matka stwierdza: potrzeba dzisiejszego świata – niewiasty mężne wedle Pisma świętego. Nie dość, aby ciche i ukryte w biernym posłuszeństwie żywot pędziły; potrzeba, aby się oparły prądowi zepsucia.
Myśl ta była dla matki tak jasna, że już w 1859 roku w tak zwanej „Notatce nicejskiej” pisze do ojca Kajsiewicza: Aby świat przemienić – trzeba zacząć od przemiany, od oczyszczenia, udoskonalenia kobiety… Niewiast mądrych i mężnych świat dziś potrzebuje – takie mu wychować – wolą Boga przedwiecznego – Zgromadzenia naszego zadaniem.
Tę świadomość odpowiedzialności kobiety, szerzej niż tylko za własny dom, stawia matka wyraźnie swym wychowankom.
My, najdroższe moje – mówi matka do dawnych wychowanek na ich zjeździe w 1904 roku – mamy zadanie w stosunku do czasów, w których żyjemy, do pokolenia, do którego należymy, do świata! Na każdym ciąży część odpowiedzialności publicznej. Praca społeczna w duchu katolickim i solidarność w tej pracy – obowiązkiem niewiasty polskiej. Nie tylko chodzi o wasze osobiste dobro i szczęście, ale o was w stosunku do społeczeństwa: żebyście nie były w nim zerem, nie pasożytami, a współpracownicami. A po cóż was ta ziemia nosi, jeśli nie macie jej służyć?
W kontekście tego wszystkiego, co dotychczas zostało powiedziane, rysuje się jasno i dobitnie sylwetka Marceliny Darowskiej – wielkiej, dotąd mało znanej wychowawczyni i twórczyni polskiego systemu wychowawczego. System ten można zdefiniować jako antropologiczną, personalistyczną pedagogikę prawdy, zaufania i współpracy. Stał on na skrajnie przeciwstawnej pozycji do systemu nakazowo-represyjnego, który jeszcze w XIX wieku święcił tryumfy, toteż nic dziwnego, że koncepcja matki Darowskiej budziła wówczas wiele sprzeciwów; była bowiem na owe czasy niezwykle nowatorska, a i dziś uderza jej aktualność i zbieżność z kluczowymi postulatami reformowanej oświaty. Pierwszy zwrócił nań uwagę i pozytywnie ocenił 70 lat temu ówczesny wizytator szkół Ministerstwa Wyznań i Oświecenia Publicznego 11 Rzeczypospolitej, kiedy pisał:
Marcelina Darowska stworzyła i utwierdziła dzieło swoje w Polsce. Złożyła je tu jako cenny dar w zbiorach skarbnicy narodowej obok bogatych darów innych twórców polskich. Dzięki takim ofiarom dawniejszych pokoleń dzisiejsi pracownicy, wolni od wstydu szukania dla siebie wzorów tylko u obcych, w słusznej i radosnej dumie mogą otwierać szkatułę ojczystych zasobów i czerpać z niej obficie materiał do budowania wolnego państwa (…)
Jej zasługi dla kobiet można śmiało postawić obok zasług Konarskiego dla mężczyzn, jak On przez otworzenie Collegium Nobilium poruszył i wykształcił umysły mężczyzn, tak Ona w 100 lat później zakładała szkoły dla dziewcząt, by poruszyć i kształcić umysły kobiet – także nobilium, jak On – i Ona sądzi i wierzy, że odrodzenie narodu, jak i jego upadek, idzie z góry (…)
Darowska realizuje to, co dobrze uświadomił sobie Czacki, pisząc:
Bez racjonalnego wykształcenia kobiet nadaremnie by reformowano mężczyzn. Należy przy tym pamiętać, że pierwsze szkoły, które założyły siostry Niepokalanki w zaborze austriackim, rzuciły rewolucyjne, jak na ówczesne czasy, hasła wychowawcze praktyczności, gospodarności, prawdomówności. Rzuciły je komu? – bogatym ziemianom. Rzuciły je jako wytyczne dla córek, dla rodzin, a przez nie dla kraju, a przecież to było jeszcze przed pozytywizmem, przed uspołecznieniem, przed powieściami Prusa.
Wielokrotnie w poprzednich rozdziałach podkreślano aktualność myśli wychowawczej matki Marceliny Darowskiej wobec współczesnych założeń pedagogicznych. Spróbujmy zatem zestawić w bardzo ogólnym zarysie dzisiejsze tendencje w oświacie, kształtujące wizję nowoczesnej szkoły, z myślą pedagogiczną błogosławionej Marceliny. Aby się już nie powtarzać, ograniczymy się tylko do głównych punktów stycznych:
- Odchodzenie od stylu szkoły „kuźni wiedzy” – do „kuźni człowieka”. Matka określa tę zasadę jako prymat wychowania, a szkołę nazywa miejscem nauczania wychowującego.
- Odchodzenie od przedmiotowości ucznia do podmiotowości wychowanka. Matka nie tylko pragnie działania zgodnie z wrodzonym potencjałem rozwojowym ucznia, lecz uważa, że właściwie wychowywać kształcić to odkryć w wychowanku i rozwijać te jego możliwości, jakie zaszczepił w nim Bóg.
- Odchodzenie od erudycyjności i encyklopedyzmu do kształcenia innowacyjnego i pragmatycznego przygotowania ucznia-wychowanka do życia samodzielnego i społecznie użytecznego. Matka odrzuca przeładowanie pamięciowe szkoły, nakazuje uczyć samodzielnie myśleć, wnioskować, dokonywać syntezy.
- Odchodzenie od uczenia się podręcznikowego metodą „paznokciową” („stąd – dotąd”) na rzecz uczenia metodologii korzystania ze źródeł wiedzy. Matka stawia jako wymaganie takie kształcenie, by wyrobić nie tylko samodzielność myślenia, lecz także umiejętność szukania klucza do wiedzy i zamiłowania do ciągłego jej pogłębiania.
- Odchodzenie od przeintelektualizowanej formacji indywidualistycznej do formacji obywatelskiej. Matka żąda, by szkoła przygotowywała do życia w odpowiedzialności za rodzinę, kraj, Kościół, wymagając zaangażowania w apostolstwo i kształtowanie sprawiedliwości społecznej.
- Odchodzenie od strategii wymuszania wiedzy do wypracowywania intelektualnej i wychowawczej strategii zachęty; uczeń powinien być podmiotem, sprawcą swojego rozwoju, nauczyciel ma ów rozwój stymulować i ukierunkowywać. Zadaniem szkoły jest stworzyć mu do tego możliwości, stąd m.in. dążenie do ograniczenia ilości uczniów w klasie. Matka wzywa nauczycieli i wychowanków do strategii zachęty oraz zasługiwania na miłość i zaufanie wychowanków.
- Panującą dziś modę na tzw. „wchodzenie do Europy” koncepcja matki Marceliny uzupełnia postulatem wypracowania w uczniu-wychowanku obowiązku odpowiedzialności nie tylko za świat, ale za kształt własnej rodziny i Ojczyznę.
Powyższe rozwiązania należy zamknąć zachętą do bliższego przyjrzenia się myśli pedagogicznej błogosławionej matki Marceliny Darowskiej, która nie tylko wyprzedziła własną epokę, ale i dziś zaskakuje nowoczesnością i zbieżnością z najbardziej istotnymi tendencjami rozwojowymi szkoły. Myśl ta – rodzima i wyrastająca ze zrozumienia najgłębszych potrzeb polskiego narodu – uderza swą uniwersalnością i ponadczasowością; może – i powinna! stać się kierunkowskazem w dobie poszukiwań i przeobrażeń kształtu współczesnej edukacji.
Spis treści
Home Aktualności
Liceum Eko-Astro-Lab
Intrenat Obserwatorium
Prywatne Liceum Ogólnokształcące
Sióstr Niepokalanek
im. bł. Marceliny Darowskiej
Nr konta : 10 2030 0045 1110 0000 0109 7480
Copyright © 2020 Softwarebox.pl
Wszystkie prawa zastrzeżone
Godziny otwarcia sekretariatu
Pon-Pt 9:00 – 16:00
Sobota Nieczynne
Niedziela Nieczynne
Plac Marceliny Darowskiej 1
58-305 Wałbrzych
tel. 601 840 957
e-mail: plosniep@pro.onet.pl